Wydaje się, że Jarosław Kaczyński pozostanie w cieniu i nie obejmie żadnego oficjalnego stanowiska w nowym rządzie. Trudno jednak liczyć na realne wycofanie się prezesa PiS z realizacji zwycięskiej misji. Z punktu widzenia demokracji - ale też trwałości rządu nowo nominowanej premier Beaty Szydło - to bardzo zła wiadomość. Taka sytuacja stwarza bowiem niezwykle silny ośrodek podejmowania decyzji pozostający poza zasięgiem jakichkolwiek narzędzi obywatelskiej kontroli i pozbawiony politycznej odpowiedzialności.
Kaczyński powinien zostać premierem nowego rządu. Jasnym jest bowiem, że dobrowolnie nie zrezygnuje ze swojego wpływu i pozycji w partii. W tej konfiguracji naiwnością byłoby łudzić się, że Beata Szydło stanie się samodzielnym szefem rady ministrów. Kaczyński nawet jeśli w cieniu, pozostanie trwałym punktem odniesienia.
Oczywiście rozumiem, że w każdej partii istnieje wewnętrzny system konsultacji i nie wszystkie decyzje są podejmowane przez osobę formalnie do tego wyznaczoną. Nasza demokracja zna już przypadki sterowania z tylnego siedzenia. Myślę jednak, że w obecnej sytuacji nie można tworzyć prostych analogii pomiędzy Kaczyńskim a np. Marianem Krzaklewskim czy skomplikowaną grą sił w Platformie Obywatelskiej. Pozycja prezesa PiSu jest zdecydowanie mocniejsza, a jego autorytet niepodważalny. To on wygrał wybory, to on jest nośnikiem wartości kształtujących całą partię i kluczową postacią w procesie jej transformacji.
Kaczyński będzie miał wpływ nie tylko na Beatę Szydło, ale również na Prezydenta Andrzeja Dudę. Stanie się więc nieformalnym centrum podejmowania najważniejszych decyzji, ale nie będzie za nie ponosił żadnej konstytucyjnej odpowiedzialności. Pozostanie także poza kontrolą obywatelską. W jego domu nie będzie prowadzonej księgi gości, na podstawie której moglibyśmy sprawdzić, którzy lobbyści mieli okazję wpłynąć na zdanie prezesa PiS. Nie będzie można skutecznie walczyć o dostęp do informacji publicznej, bo wszystkie spotkania mogą być przecież uznane za towarzyskie i nie będzie z nich żadnych protokołów. Tymczasem duża część z tych nieformalnych spotkań będzie dotyczyła spraw najważniejszych dla państwa.
Osobliwa pozycja prezesa PiS zapewne wpłynie także na sposób pracy nowego rządu. To przede wszystkim wyzwanie dla Beaty Szydło, która będzie musiała sprostać temu, że dla części jej ministrów głównym zwierzchnikiem pozostanie Kaczyński. Nie można być pewnym, że w razie różnicy zdań lub nawet konfliktu w samej Radzie Ministrów to w rękach Szydło będzie prawo do podjęcia rozstrzygającej decyzji. Do podobnych sytuacji może dochodzić również podczas trudnych przecież negocjacji na arenie europejskiej czy międzynarodowej. Kaczyńskiego nie będzie przy stole negocjacyjnym, ale jego wysłannicy - na czele z premier Szydło, nie będą mieli swobody w prowadzeniu rozmowy i podejmowaniu decyzji na podstawie jej przebiegu. Z zacisza domowego gabinetu łatwo wykrzykiwać wzniosłe hasła i formułować nierealistyczne postulaty.
Taka sama sytuacja może mieć miejsce także w trakcie negocjowania ważnych ustaw. PiS z pewnością nie zawiesi dialogu społecznego i nie będzie formalnie żadnego ograniczenia możliwości współuczestniczenia w procesie podejmowania decyzji. Pytanie tylko, z kim trzeba będzie rozmawiać o kształcie nowych ustaw? Trudno będzie poczuć się równoprawnym partnerem dla rządu, gdy cały wysiłek włożony w negocjacje nad formą i treścią nowego prawa mogą okazać się pozbawione sensu po jednym telefonie prezesa PiS. Takie praktyki skutecznie zaburzą przejrzystość procesu podejmowania decyzji. Bo o ile Minister na oficjalne spotkania i dyskusje będzie musiał zaprosić tych, którzy w danej sprawie są istotnymi partnerami, o tyle Kaczyński do swojego domu zaprosi jedynie tych, których będzie chciał wysłuchać. I nie będzie nawet musiał nikogo o takim spotkaniu powiadamiać.
Jeśli ten scenariusz się spełni, pozycja Kaczyńskiego będzie działać demoralizująco na państwo i prace rządu. Będzie dezorientować nie tylko opinię publiczną i media, ale również partnerów - zarówno krajowych, jak i międzynarodowych. Z takim naczelnikiem na plecach ani Szydło, ani Duda nie będą także mogli stać się samodzielnymi politykami. Jednak za wszystkie decyzje Kaczyńskiego to oni zmuszeni będą brać pełną odpowiedzialność - również konstytucyjną. Może więc nie warto fundować sobie i innym tej fikcji?
Panie Prezesie Jarosławie Kaczyński - dla dobra państwa i demokracji, to Pan powinien zostać premierem.
Tekst powstał we współpracy Res Publica Nowa z Fundacją im. Heinricha Bölla w Warszawie.
Zawarte w tekście poglądy i konkluzje wyrażają opinie autora i nie muszą odzwierciedlać oficjalnego stanowiska Fundacji im. Heinricha Bölla.